Ciasto francuskie z pomidorkami, czyli przepis na leniwe dni
Budzik nie dzwoni od tygodnia. Tak miało być - zasłużone błogie lenistwo. Mały I. zaczyna przecierać oczy dopiero o 9.00. Zanim dojdzie do siebie i postanowi wyciągnąć mnie z łóżka jest 9.30. Robimy śniadanie. Potem poranna kawa. Co dalej? Czas spędzony z rodziną. Wypełniony rozmowami, zabawą z dzieciakami, wspólnym gotowaniem. Nadrabiamy zaległości. Nikt nigdzie się nie spieszy, jesteśmy tylko dla siebie. Czas płynie powoli. Kto wie, może nawet się zatrzymał...
Składniki
- ciasto francuskie
- ok. 70 ml jogurtu naturalnego
- ząbek czosnku
- ser ricotta (ok. 3-4 łyżki)
- pomidorki koktajlowe
- rukola
- łyżka drobno pokrojonej czerwonej cebuli
- pieprz i sól
- oliwa z oliwek (do skropienia dania)
Przygotowania:
Ciasto francuskie ułóż w naczyniu żaroodpornym wyłożonym papierem do pieczenia. Nakłuj widelcem, a następnie piecz w 180 stopniach przez ok. 20 minut (lub aż się lekko zrumieni). Czosnek obierz i posiekaj drobno. Jogurt przełóż do naczynia, dodaj czosnek, dopraw solą i pieprzem. Rozsmaruj jogurt na podpieczonym cieście francuskim. Na wierzchu ułóż kawałki sera ricotta. Ciasto piecz przez kolejne 5-10 minut (boki ciasta powinny być złociste).
Na upieczonym cieście ułóż pokrojone w ćwiartki pomidorki i listki rukoli oraz czerwoną cebulę. Oprósz całość solą i pieprzem i delikatnie skrop oliwą z oliwek. Można jeść!
Okres między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem to dla mnie moment dziwnego zawieszenia, czekania na coś. Nie to, żeby Nowy Rok był dla mnie jakąś istotną granicą. Nie robię postanowień noworocznych, nie rozliczam się za rok, który mija. Nawet nie wybieram się na żadną imprezę z tej okazji. A jednak... Czuję, że coś musi się wydarzyć. Nawet pogoda idealnie pasuje do nastroju suspensu.
Robimy krótkie wycieczki po okolicy. Jest pusto, cicho i pięknie. W witrynach sklepowych połyskują jeszcze świąteczne ozdoby. Śnieg stopniał, więc jest trochę szaro, ale i tak uśmiecham się do siebie. Jedziemy samochodem i słuchamy po raz setny tej samej płyty. Sama nie wiem, może ten dziwny nastrój, to całe niewyjaśnione czekanie to tylko syndrom odstawienia od intensywnej codzienności... To przerażająca dawka snu, to cały dzień, który mogę poświęcić na nicnierobienie. Nie każdy dzień musi być przecież ekscytujący. Koniec końców, chyba wytrzymam jeszcze kilka dni całkowitego obijania się. Dochodzę nawet do wniosku, że taki czas bez większych wrażeń jest dobry. Jest dobry i zdrowy.