STRONA GŁÓWNA

30 cze 2014

Tartaletki z kremem pomarańczowym, bezą i sorbetem jagodowym



Jak to jest, że nawet jeśli jesteś mistrzem dobrej organizacji, a masz dwójkę małych dzieci, wiecznie pozostajesz w niedoczasie. Na dzisiejszy wieczór zaplanowałam napisanie tego wpisu. Zaczynam dopiero w tym momencie (a jest w pół do pierwszej). No dobrze, teoretycznie zalicza się to do kategorii wieczornej. Niemniej, biorąc pod uwagę moje obecne lekkie machnięcie (po ogarnianiu dzieciarni), skończę zdecydowanie nocną porą.

Deser, o którym dzisiaj, należy do dość skomplikowanych (przynajmniej, jak na moje możliwości). Jest zdecydowanie czasochłonny (sorbet najlepiej przygotować już dzień wcześniej), ale też wymaga sporo uwagi (np. przygotowanie włoskiej bezy). Tartaletki z kremem pomarańczowym i włoską bezą podawane z sorbetem jagodowym wydawały mi się idealnym deserem na proszony obiad, który zorganizowałam w minioną niedzielę. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że przygotowanie tego słodkiego cuda zajmie mi więcej czasu niż pozostałych dań razem wziętych. Nie żałuję jednak, bo tartaletki były bardzo smaczne, a sam deser efektowny.

Jeśli chodzi o sam pomysł, w znacznym stopniu opiera się na przepisie z książki Rachel Khoo "Mała paryska kuchnia" na tartaletki z bezą i kremem grejpfrutowo-pieprzowym. Zamiast kremu grejprfutowo-pieprzowego przygotowałam pomarańczowy, a deser uzupełniłam o sorbet jagodowy. Uważam, że to dobre posunięcie, ponieważ sorbet nadaje deserowi świeżości (sama babeczka z bezą jest dość słodka).



Składniki (6 porcji)

Krem pomarańczowy
  • 90 ml świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
  • skórka starta z połowy pomarańczy
  • 100 g cukru
  • szczypta soli
  • 1 jajko i 1 żółtko
  • 1 czubata łyżka mąki kukurydzianej
  • 50 g masła (miękkiego i pokrojonego w kostkę)

Ciasto na podstawę
  • 80 g masła (miękkiego) plus do wysmarowania foremek
  • 80 g drobnego cukru
  • szczypta soli
  • skórka starta z połowy sparzonej cytryny
  • 2 żółtka
  • 100 g mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenie



Włoska beza
  • 100 g cukru
  • 40 ml wody
  • białka 2 jajek
  • szczypta soli

Sorbet jagodowy (proporcje na ok. 0,6 l lodów)
  • 400 g jagód
  • 150 g drobnego cukru (lub wedle uznania)
  • 3-4 łyżki cointreau
  • sok z 1/2 cytryny



Przygotowania:

W pierwszej kolejności przygotuj sorbet (najlepiej na 1 dzień przed podaniem deseru). Jagody wypłucz i osusz. Zmiksuj na gładką masę razem z cukrem, sokiem z cytryny i likierem. Schłodź w lodówce, a następnie przelej masę do maszyny do robienia lodów i postępuj według instrukcji załączonych do urządzenia. Jeśli nie korzystasz z maszyny, przelej masę jagodową do plastikowego pojemnika i co jakieś 30 minut mieszaj lody (aby nie tworzyły sie kryształki lodu).

Przygotuj krem pomarańczowy. Sok z pomarańczy przelej do rondelka, dodaj skórkę pomarańczową, cukier, szczyptę soli oraz jajka i ubijaj gotując krem na bardzo małym ogniu. Kiedy masa stanie się jednolita i puszysta, dodaj mąkę kukurydzianą. Nie przerywaj ubijania (w przeciwnym wypadku jajka zetną się). Kiedy krem będzie gęsty jak pulpa pomidorowa, a na powierzchni zaczną się pojawiać pęcherzyki powietrza, zdejmij rondelek z ognia. Dodawaj stopniowo masło, cały czas ubijając masę. Następnie krem przełóż do miski i przykryj folią spożywczą. Wstaw do lodówki na co najmniej godzinę.



Zabierz się za przygotowanie ciasta na podstawę. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni. Foremki (o średnicy 8 cm i wysokości 5 cm) wysmaruj masłem. Miękkie masło, cukier, sól i skórkę cytrynową ubij na gładką, puszystą masę. Dodaj żółtka i dalej ubijaj, aż składniki się połączą. Następnie przesiej mąkę i proszek do pieczenia i wymieszaj masę. Rozłóż ją za pomocą łyżki do foremek. Łyżką zamoczoną w gorącej wodzie wygładź powierzchnię tartaletek. Piecz przez ok. 12-15 minut (tj. do momentu, aż będą lekko zarumienione). Po wyjęciu z piekarnika, po kilku minutach, ostrym nożem przejedź od wewnątrz wokół brzegu foremek i delikatnie wyjmij tartaletki. Odstaw do całkowitego ostygnięcia.

I ostatni element - włoska beza. Różnica w stosunku do francuskiej (czyli tej najbardziej popularnej i najprostszej) jest taka, że gorący syrop z cukru dolewa się do lekko ubitych białek, co powoduje, że białka się ścinają. Ale od początku. Wsyp cukier do rondla i zalej wodą. Gotuj na silnym ogniu przez ok. 10 minut, do momentu, aż syrop będzie dostatecznie skondensowany (można to sprawdzić wlewając odrobinę syropu do miski z zimną wodą - gotowy syrop uformuje się w lepką kulkę).W międzyczasie zacznij ubijać białka z solą. Kiedy uzyskasz lekką pianę, dolewaj stopniowo gorący syrop, cały czas ubijając bezę (nie lej syropu na trzepaczkę, lecz na ściankę miski). Następni ubijaj bezę przez ok. 10 minut. Gotowa będzie lśniąca i sztywna.

Przed podaniem tartaletek na spodach rozsmaruj krem pomarańczowy. Następnie łyżką układaj na wierzchu bezę, którą następnie przyrumień specjalnym palnikiem. Tartaletki podawaj z sorbetem jagodowym. Deser możesz ozdobić listkami mięty. Uff, i to by było na tyle. Smacznego!

27 cze 2014

Moja ulubiona pasta z bobu



Poniżej znajdziecie prościutki przepis na pastę z bobu. Jej przygotowanie (łącznie z ugotowaniem bobu) zajmuje jakieś 10 minut. Świetnie smakuje na grzankach, z dodatkiem świeżych, sezonowych warzyw. W kanapkach może stanowić zdrowe zastępstwo dla masła.



Składniki

  • 1 szklanka bobu
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżka ziaren słonecznika
  • kilka listków bazylii
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 5-6 łyżek oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
  • sól i pieprz do smaku





Przygotowania:

Bób wrzuć do gotującej się, lekko osolonej wody i gotuj przez ok. 3-4 minuty (zachowa wówczas swój intensywny kolor). Odcedź i obierz ze skórki. Ziarna słonecznika upraż na suchej patelni (aż będą lekko zrumienione i chrupiące). Ząbek czosnku pokrój na plasterki. Przełóż wszystkie składniki do blendera, dopraw solą i pieprzem i zmiksuj na gładką masę. Taka pasta świetni smakuje z dodatkiem rzodkiewki, świeżego ogórka czy koperku.

23 cze 2014

Panzanella czyli sałatka na bazie pomidorów i chleba



Jeszcze kilka dni temu byliśmy w Toskanii. Dzisiaj mam wrażenie, jakby to było sto lat temu. Wygląda na to, że dopadł mnie syndrom powczasowy. Dziwne to, bo jestem przecież na urlopie macierzyńskim i powrót z wakacji nie powinien być aż tak bolesny, jak, dajmy na to, powrót do biura. Mimo wszystko, stara zasada wydaje się być wciąż aktualna - żeby nie wiem ile trwały wakacje, wystarczy dzień (no, najwyżej dwa) po powrocie, a człowiek zapomina, że kiedykolwiek odpoczywał.







Tuż przed wyjazdem zastanawialiśmy się, czy nie wrócić o jeden dzień wcześniej, tak, żeby być w domu już w piątek wieczorem i potem cały weekend poświęcić na rozpakowywanie i ogarnianie się po miesięcznym lenistwie. Ostatecznie zdecydowaliśmy jednak, że nie będziemy skracać wakacji. Bo mimo, że jeden dzień z perspektywy miesiąca wydaje się nieistotny, to jednak jeden dzień spędzony w jednym z tych spokojnych, toskańskich miasteczek zdecydowanie ma znaczenie.



Colle di Val d'Elsa to urocze miejsce. Składa się z dwóch części, starej i nowej. Stara część położona jest na wzniesieniu, z którego zjeżdża się na dół dość kuriozalną (w tych okolicznościach) szklaną windą. Stara część (nie wiem jak nowa, bo jakoś nigdy nie zapałałam chęcią poznania jej) sprawia wrażenie wyludnionej (a może faktycznie jest?). Zawsze, kiedy tam jesteśmy (i to nie tylko w porze siesty!), na ulicach spotykamy jedynie pojedynczych turystów i jeszcze mniej licznych mieszkańców. Jest cicho, wiatr hula w pustych uliczkach. Dzięki temu miasteczko ma ten specyficzny, nostalgiczny klimat. A może raczej surrealistyczny.







Do Colle pojechaliśmy na kawę i najlepsze ciacho czekoladowe w całej Toskanii. W domu natomiast wyjadaliśmy z lodówki tzw. resztki, co wcale nie było takie bolesne, jako, że udało się nam sklecić z nich całkiem przyjemne crostini, smaczne gnocchi i panzanellę (idealny sposób na zutylizowanie lekko podsuszonego chleba)...





Składniki (4 porcje)

  • 400 g czerstwego toskańskiego chleba (lub innego pszennego)
  • 4 dojrzałe pomidory
  • 1/2 czerwonej cebuli
  • 1/2 łodygi selera naciowego
  • kilka świeżych listków bazylii
  • ok. 5-6 łyżek oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
  • 2 łyżki octu z czerwonego wina
  • sól i pieprz





Przygotowania:

Pomidory i seler naciowy pokrój w kostkę. Cebulę obierz i pokrój w cieniutkie pióra. Chleb namocz w wodzie. Następnie urywaj po kawałku i porządnie odsączaj z wody. Porwany na małe kawałki chleb przełóż do miski. Dodaj pokrojone pomidory, cebulę i seler oraz porwane na drobne kawałki liście bazylii. Dodaj oliwę z oliwek, ocet winny. Dopraw sałatkę solą i pieprzem. Wymieszaj składniki. Panzanellę włóż do lodówki na co najmniej pół godziny. Smacznego!

18 cze 2014

Mule w pomidorach



Dzisiaj zaglądam tu tylko na chwilę. Czas wracać do domu, więc jutrzejszy dzień spędzimy głównie na pakowaniu. Nie wiem, jak to możliwe, ale wystarczył miesiąc, żebyśmy obrośli w całkiem imponującą górę rzeczy. Nowe zabawki, książki kucharskie, deski do krojenia, ubrania itd. itp. Od kilku dni praktycznie nie robimy zakupów. Zdążyliśmy tu stworzyć nieźle zaopatrzoną spiżarnię, której (nie łudzę się) nie damy rady pokonać do końca pobytu (różnego rodzaju fasole, ryż i makarony zapakuję pewnie w walizki – jeśli tylko starczy mi miejsca – i zawiozę do Polski, takie to pamiątki z wakacji...).

W międzyczasie próbuję ogarnąć setki zdjęć, w tym jedzeniowych. Prawda jest taka, że jeśli nie zrobię tego w najbliższym czasie, trafią one do mojego zakurzonego archiwum pod tytułem „nigdy nie ujrzałem światła dziennego”. Wybaczcie więc, że dziś tak mało zdjęć, ale wychodzę z założenia, że lepiej opublikować przepis ze skromną dokumentacją obrazkową, niż zakopać go w czeluściach komputera...

Tymczasem zapraszam na banalny i podstawowy przepis na mule w pomidorach. Jest to jeden z moich wakacyjnych evergreenów. Po co kombinować, kiedy właśnie tak jest dobrze.

Składniki

  • 1 kg muli
  • 1 szalotka
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 200 ml białego wytrawnego wina
  • 400 g krojonych pomidorów z puszki
  • 3 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 5 łyżek oliwy z oliwek
  • szczypta cukru
  • sól i pieprz



Przygotowania:

Mule wyszoruj pod bieżącą wodą, oderwij bisiory, odrzuć otwarte mule (ale tylko te, które nie zamkną się, kiedy postukasz nimi o blat kuchenny). Cebulę pokrój w kostkę, czosnek posiekaj. W rondlu rozgrzej oliwę z oliwek, smaż cebulę przez ok. 2 minuty, dodaj czosnek i smaż jeszcze minutę (uważaj, aby się nie przypalił). Następnie wlej wino, dodaj pomidory z puszki. Dopraw solą, świeżo zmielonym pieprzem oraz cukrem, wymieszaj. Gotuj przez ok. 2-3 minuty. Dodaj przygotowane wcześniej mule, zamieszaj, przykryj rondel i gotuj przez ok. 4 minuty. W międzyczasie, raz czy dwa, potrząśnij przykrytym rondlem (tak, by mule równo pokryły się sosem pomidorowym). Po ugotowaniu posyp mule posiekaną natką pietruszki, wymieszaj. Odrzuć mule, które się nie otworzyły.

15 cze 2014

Tiramisu z brzoskwiniami i pieczona pierś kaczki



Ten blog to miejsce, gdzie piszę przede wszystkim o jedzeniu. Dzisiaj będzie jednak trochę inaczej. Poniżej znajdziecie kilka słów oraz całkiem sporo zdjęć na temat nie tylko kulinarny. Tym, którzy odwiedzają mnie tu wyłącznie ze względu na przepisy, od razu proponuję przewinąć stronę na koniec wpisu, gdzie znajdziecie dwa pomysły - na obiad (będzie pieczona pierś z kaczki podawana z chrupiącą sałatą, sosem z czerwonego wina i rozmarynowymi ziemniakami) i na deser (tiramisu z karmelizowanymi brzoskwiniami).

Jeśli jednak jesteście ciekawi miejsc, jakie znaleźliśmy jeżdżąc "bocznymi" drogami i macie ochotę obejrzeć całkiem sporą kolekcję toskańskich zdjęć, zapraszam do oglądania/czytania od początku do końca.











Mija kolejny tydzień w Toskanii. Nasze życie tutaj zdecydowanie spowolniło i po pierwszej fali intensywnego zwiedzania okolicy przyszedł czas na leniwe bycie. Mam wrażenie, że jesteśmy tu już bardzo długo, chyba dlatego, że w międzyczasie wydarzyło się tak wiele. Podejmujemy kolejnych gości i z dumą miejscowego pokazuję im okolicę. Jestem bardzo szczęśliwa, że kilka osób zdecydowało się nas odwiedzić. Przede wszystkim dlatego, że będąc pod wrażeniem tego miejsca, cieszę się szczerze, że mogę się nim podzielić. Poza tym gotowanie dla większej liczby osób to prawdziwa przyjemność. I wyzwanie. Szkoda tylko, że brakuje mi czasu na to, żeby aktualizować na bieżąco bloga...











Nasz dom znam na pamięć. To takie uczucie, kiedy zamykając oczy jesteś w stanie w szczegółach odtworzyć dane miejsce, łącznie z drobiazgami, takimi jak pęknięcie w ceglanej podłodze w sypialni, czy zapach, jaki czujesz wychodząc wieczorem na taras. Z pewnym zawziętym szerszeniem nie toczymy już wojny, lecz przestawiliśmy się na współegzystowanie (doprawdy, widok mojego męża z patelnią i J. ze sprayem na robaki był niezapomniany, cud, że się panowie wzajemnie nie wykończyli). Ponieważ to już nasz trzeci tydzień tutaj, mogę powiedzieć, że wczoraj, jak co czwartek, byłam na targu w pobliskim miasteczku. Czuję się na tyle pewnie, że ze swobodą doradzam, gdzie kupić najlepsze warzywa w okolicy i u którego rzeźnika zaopatrzyć się w mięso. Jak również z przesadną pewnością siebie opowiadam gościom o tym, jak zmienia się toskański krajobraz na przełomie maja i czerwca.











Dni są wypełnione po brzegi. "Leniwe bycie" nie polega bowiem na siedzeniu w miejscu. Pojęcie to obejmuje na przykład spontaniczne wycieczki po okolicy, tak bez celu. Najprzyjemniej bowiem jechać polną drogą (nawet taką, która po kilku kilometrach okazuje się kończyć w lesie lub w czyimś gospodarstwie) i odkrywać. Odkrywać widoki, nowe miejsca, zapomniane budowle.









W zeszłym roku przez przypadek trafiliśmy na ciekawe miejsce. Opuszczoną willę i liczne otaczające ją zabudowania. Miasteczko widmo, położone na szczycie wzniesienia, z malowniczymi widokami na pobliskie winnice i lasy. Panuje tam niesamowita cisza, a opuszczone mury działają na wyobraźnię. W tym roku po raz kolejny trafiliśmy do tego miejsca. Bardzo się ucieszyłam, bo zupełnie wyleciało mi głowy, gdzie się ono znajdowało i miałam nadzieję, że jeżdżąc po okolicy znowu tam trafimy. Tak się stało. Tym razem zlokalizowałam miejsce na mapie i odnalazłam w sieci trochę informacji na temat okolicznych terenów. Tajemnicze wzgórze ma długą historię. W XII w. była tu wioska, która została zniszczona, a mieszkańcy wygnani. Podobno dokonano rytuału solenia ziemi, przez co na przyszłych mieszkańcach ciąży klątwa. Nic dziwnego, że kolejne pokolenia opuszczały to miejsce.







Nie wiem, czy uda mi się przygotować jeszcze jakiś wpis podczas naszego pobytu tutaj. Dni upływają szybko i żeby sklecić te kilka słów siedzę po nocach. Dlatego od razu dzielę się dwoma przepisami, trochę na zapas. Pierwszy, na tiramisu z brzoskwiniami, jest dość prosty. Ale za to efekt - spektakularny. Drugi przepis wymaga sporej uwagi, jeśli chodzi o skoordynowanie przygotowania wszystkich elementów dania - tu mała podpowiedź: w pierwszej kolejności można przygotować piersi z kaczki, tj. naciąć, natrzeć przyprawami (odstawiamy na 10 minut); następnie przygotowujemy składniki sałatki (ale nie polewamy jeszcze oliwą i sokiem z cytryny); następnie nastawiamy ziemniaki; kiedy się gotują, smażymy kaczkę; kiedy z kaczki zacznie się wytapiać tłuszcz, zaczynamy przygotowanie sosu na bazie czerwonego wina; kaczkę wkładamy do piekarnika; smażymy ziemniaki; doprawiamy sałatkę.

Tiramisu z karmelizowanymi brzoskwiniami

Składniki (4 porcje):

  • 250 g mascarpone
  • 3 żółtka
  • 3 łyżki drobnego cukru
  • 220 ml schłodzonej kawy
  • 60 ml wina Marsala
  • 90 g podłużnych biszkoptów
  • 3 brzoskwinie
  • 3 łyżki brązowego cukru
  • 2 łyżki masła
  • kakao lub starta czekolada do posypania
  • świeże listki mięty do podania



Przygotowania:

Żółtka ubij z cukrem na jasną, puszystą masę. Następnie wmiksuj ser mascarpone - rób to stopniowo, dodając do ubitych żółtek po 1 łyżce sera. Na koniec powinieneś otrzymać gęstą, kremową masę. Dwie brzoskwinie wymyj i pokrój na półksiężyce. Na patelni rozpuść masło, dodaj brzoskwinie i cukier brązowy, smaż przez ok. 5-7 minut. Odstaw do ostygnięcia. Przelej do miski kawę i wino, wymieszaj. Następnie maczaj w kawie biszkopty i układaj na dnie pucharków. Na biszkoptach układaj brzoskwinie. Przykryj je warstwą kremu z jajek i mascarpone. Następnie ułóż kolejną warstwę biszkoptów i kremu. Każdy pucharek przykryj folią spożywczą i przełóż do lodówki na kilka godzin (ok. 3-4). Przed podaniem umyj i pokrój na półksiężyce trzecią brzoskwinię. Deser posyp kakao lub startą czekoladą, ułóż na wierzchu plastry brzoskwini i listki mięty. Gotowe!

Pieczona pierś kaczki z sosem z czerwonego wina i rozmarynowymi ziemniakami

Składniki (4 porcje):

Kaczka
  • 4 piersi kaczki
  • kilka gałązek świeżego tymianku
  • sól i świeżo zmielony pieprz

Sos z czerwonego wina
  • 200 ml czerwonego wina
  • 200 ml bulionu warzywnego
  • 3 łyżki tłuszczu ze smażenia kaczki
  • 3 łyżki octu balsamicznego
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 gałązki tymianku
  • sól



Sałatka
  • sałata strzępiasta
  • 2 brzoskwinie
  • 1-2 łyżki soku z cytryny
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • sól i pieprz

Ziemniaki
  • 800 g młodych ziemniaków
  • kilka gałązek świeżego rozmarynu
  • oliwa z oliwek
  • sól morska

Przygotowania:

Ziemniaki wymyj dokładnie, osusz i pokrój na spore kawałki. Przełóż do garnka, zalej zimną wodą, lekko posól, a następnie gotuj do momentu, aż będą półmiękkie (czas zależy od tego, na jakiej wielkości kawałki zostaną pokrojone, ok. 10-15 minut). Tuż przed podaniem dania na patelni rozgrzej kilka łyżek oliwy z oliwek, dodaj igiełki rozmarynu i ziemniaki i smaż, mieszając od czasu do czasu, do momentu, aż się zrumienią. Podawaj posypane solą gruboziarnistą.



Piersi kaczki wymyj i osusz papierowym ręcznikiem. Natnij skórę w kratkę, uważając, aby nacięcie nie sięgało mięsa. Natrzyj piersi z kaczki solą i pieprzem i świeżymi listkami tymianku, odłóż na ok. 10 minut. Nagrzej piekarnik do 220 stopni. Kaczkę smaż na suchej patelni na średnim ogniu skórą do dołu przez ok. 7-10 minut, a następnie z drugiej strony przez kolejne kilka minut (ok. 3-4).

W międzyczasie odlej ze smażenia 3 łyżki kaczego tłuszczu, który wykorzystasz do przygotowania sosu z czerwonego wina. Tłuszcz przelej na oddzielną patelnię, smaż na nim rozgnieciony ząbek czosnku i tymianek. Następnie dodaj ocet balsamiczny i gotuj do momentu, aż się zredukuje do syropu. Dodaj wino i gotuj tak długo, aż się zredukuje o 2/3 objętości. Dolej bulion warzywny, doprowadź do wrzenia i zredukuj znowu o 2/3. Wyjmij czosnek i tymianek, sos dopraw solą.

Podsmażone piersi kaczki piecz w piekarniku nagrzanym do 220 stopni przez ok. 10 minut. Następnie odstaw na 5 minut, aby mięso odpoczęło. Kaczkę pokrój w lekko ukośne plastry.

Przygotuj sałatkę - wymyj i osusz sałatę, porwij na kawałki i przełóż do miski. Brzoskwinie umyj, przekrój na połówki, wydrąż pestki, a następnie pokrój na dość cienkie półksiężyce. Dodaj do sałaty. Całość dopraw sokiem z cytryny, oliwą z oliwek, solą i pieprzem.

Kaczkę podawaj na rozmarynowych ziemniakach, z dodatkiem sałaty z brzoskwiniami i sosu na bazie czerwonego wina.

8 cze 2014

Babeczki z ricotty z owocami



Babeczki z ricotty miały być prowiantem na wycieczkę po okolicy. Skończyło się trochę inaczej. Znaczna część została zjedzona od razu, a wycieczka... No cóż, było na tyle ciekawie, że uznałam, iż jest to warte relacji fotograficznej. Tytułem wstępu powiem tylko, że trafiliśmy do małego miasteczka, które na ten dzień cofnęło się w czasie do okresu średniowiecza.





Składniki (8 sztuk)

  • 250 g sera ricotta
  • 2 jajka
  • 150 g drobnego cukru
  • 90 g masła
  • 250 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • sok z 1 cytryny i skórka starta z 1 cytryny
  • miękkie owoce (maliny, jeżyny)



Przygotowania:

Przygotuj formy do pieczenia babeczek - wysmaruj je masłem i oprósz mąką. Piekarnik nagrzej do 180 stopni. Ser ricotta, jajka i cukier ubij mikserem na gładką masę. Następnie rozpuść w rondelku masło (uważaj, aby się nie przypaliło). Dodaj ostudzone masło oraz skórkę i sok z cytryny do masy i ubijaj mikserem do momentu, aż składniki się połączą. Następnie dodaj przesianą mąkę i proszek do pieczenia, wymieszaj łyżką. Przełóż ciasto do foremek. Na wierzchu każdej babeczki ułóż kilka owoców. Babeczki piecz przez ok. 35-40 minut (do momentu, aż będą ładnie zrumienione).



Ogólnie rzecz biorąc uważam, że babeczki były dobrym pomysłem, ale: a) połowa z nich została zjedzona w czasie, gdy pakowaliśmy się na wycieczkę; b) te, które zostały, okazały się na wycieczce jednak zbędne, jako że trafiliśmy na fantastyczną imprezę z mnóstwem lokalnego jedzenia. Mieliśmy tylko wpaść na niewinną kawę do pobliskiego Barberino, a tu okazało się, że miasteczko przeżywa oblężenie średniowiecznych rycerzy...













Lokalny rzeźnik rozczulił mnie bardzo. W przygotowanie każdej kanapki z pieczonym wieprzem wkładał całe swoje serce. Z największą starannością kroił mięso, układał je na bułce i zawijał w papier. Po czym ze szczerym uśmiechem wręczał gotowe dzieło klientowi, który zdążył się już w międzyczasie z dziesięć razy obślinić na widok (i na zapach) pieczonego prosiaka.







Wydaje się, że większość mieszkańców miasteczka na tę okazję przywdziała średniowieczne stroje. Bawili się wszyscy, od najmłodszych (biegających w szarych koszulinach) po najstarszych (których długie, siwe brody idealnie komponowały się ze średniowiecznymi szatami). Poza straganami z ogromną ilością pysznego jedzenia, przygotowano wiele atrakcji dla dzieci. Uwielbiam Włochów za ich optymizm i radość życia. Facetowi, który za 1 EUR wrzucany był przez dzieciaki do beczki z wodą, nie schodził uśmiech z twarzy.







Mały I. był zachwycony, ponieważ dostał drewniany miecz i tarczę, wrzucił faceta do beczki z wodą, obejrzał walkę rycerzy. Dorośli byli równie zachwyceni, ponieważ bawili się jak dzieci, spróbowali różnych nowych pyszności, przez kilka godzin patrzyli na same uśmiechnięte twarze.