
Mazurek zwany "dziad"
Nazwa może mało zachęcająca... Mnie jednak skusiła prostota tego przepisu. O Kucharzu Warszawskim pisałam już kiedyś. Jestem szczęśliwą posiadaczką wydania z 1916 r. Ten niepowtarzalny "poradnik dla młodych gospodyń" zawiera 1503 przepisy, trochę porad odnośnie przygotowywania "zapasów spiżarnianych" i cały rozdział poświęcony porządkom domowym. W tym tygodniu uwagę skupiłam jednak całkowicie na Rozdziale II, który traktuje o ciastach wielkanocnych.

Z długiej listy przepisów na mazurki wybrałam ten o mało szczęśliwej nazwie... Mazurek zwany "dziad" wyszedł smaczny, pachnący cynamonem. Moja jedyna uwaga jest taka, że od spodu lekko klejący.

Składniki:
- 12 jajek
- 1 łyżka mąki
- 450 g rodzynek
- 450 g migdałów
- 1 łyżeczka cynamonu
- skórka otarta z połowy cytryny
- cukier puder (do posypania)
- masło do wysmarowania blachy
Przygotowania:
Oryginalny przepis brzmi tak: "Funt cukru utrzeć z 12 żółtkami; wsypać łyżkę mąki, funt dużych rodzenków, funt migdałów nieobieranych, cynamonu, cytrynowej skórki, domięszać pianę z białek i wyłożyć na blachy wyłożone papierem, wysmarowane masłem. po upieczeniu posypać cukrem."

Jeśli chodzi o czas, który nie jest podany w przepisie - mazurek piekłam przez ok. 30 minut w temperaturze 180 stopni (wyjęłam z piekarnika, kiedy się zrumienił). Na początku był trochę miękki. Dlatego warto zrobić go dzień przed podaniem (następnego dnia już dobrze się kroił). Jest mocno bakaliowy i pachnie cynamonem. No i jest bardzo prosty w przygotowaniu.
